Koriolan to prawdopodobnie moja ulubiona z tragedii Szekspira, choć nie do końca rozumiem dlaczego. W końcu jest bardzo prosta, schematyczna i przewidywalna konstrukcyjnie, dysputy polityczne znacząco przyćmiewają dramaty osobiste, a nade wszystko sztukę pozbawiono psychologizowania - kompletny brak popisowych monologów i solilokwiów. To rzecz behawiorystyczna, tu działania bohaterów mówią wszystko, co musimy o nich wiedzieć, a resztę kształtuje siła sugestii. To bardzo trudny do przedstawienia dramat, a w kinie przez długi czas praktycznie nie istniał. Temat podjął debiutujący jako reżyser Ralph Fiennes. Jak mu się to udało?
Pomysł oparł na przeniesieniu dramatu w konwencję filmu wojennego, miejscem akcji uczynił fikcyjny współczesny Rzym, do złudzenia przypominający rzeczywistość europejskich państw socjalistycznych i postkomunistycznych, a sama przedstawiona wojna z kolei cytuje konflikty bałkańskie po upadku ZSRR. Żołnierze używają nowoczesnej broni palnej, plebejusze strajkują pod silosami ze zbożem, media komentują wszystkie wydarzenia, ale esencja historii pozostaje taka sama. W niezmienionej formie zachowany został także sam tekst Szekspira, ale w odróżnieniu od np. Romea i Julii Luhrmanna, taki zabieg wypada całkiem naturalnie. Być może dlatego, że w sformalizowanym środowisku intryg politycznych i uniwersalnych problemów dysproporcji społecznych, nawet tak archaiczny język wydaje się bardziej adekwatny do sytuacji, niż gdy nastoletni członkowie gangów mówili poezją.
Technicznie, reżysersko i inscenizacyjnie całość wykonano nienagannie. Film ma dorównujący hollywoodzkim superprodukcjom rozmach, masę pomysłowo wykonanych scen zbiorowych i w najlepszych momentach ogląda się go nie gorzej niż widowiskowe, ale przy tym naturalistyczne kino wojenne godne dzieł Ridleya Scotta czy Kathryn Bigelow, albo efekciarski polityczny thriller. Czasami ciut za dużo tu amerykańskich zabiegów typowych dla takich produkcji, w rodzaju dramatycznych zoomów czy zbyt patetycznej muzyki. Ogólna "epickość" filmu zapewne podyktowana obecnością Johna Logana w roli scenarzysty rzadko na szczęście odwraca uwagę od tego, co tu najważniejsze - głównych bohaterów i napięcia pomiędzy nimi.
Tu wchodzi aktorstwo, stojące na bardzo wysokim poziomie. Nikomu nie trzeba udowadniać jak mocną gwarancją jakości jest Ralph Fiennes, ale niemniej zaskakuje jak poradził sobie z postacią mniej stonowaną niż zwykle, kreowaną zarówno płomiennymi przemowami do ludu jak i dziką desperacją. Nie pierwszyzną jest dla niego granie postaci negatywnej, ale zwykle odnajdował się w rolach drani budzących jednak sporą sympatię, tu ma nadętego faszystę, któremu dodatkowo musi nadać pewien tragizm, wzbudzić w widzu współczucie dla Koriolana, co szczęśliwie mu się udaje. Nie jestem szczególnym fanem Geralda Butlera, ale tutaj poradził sobie wcale nie najgorzej w swoim ograniczonym czasie ekranowym jako nemezis protagonisty, nie zapominając o subtelnym akcencie homoerotycznym, który reżyser postanowił wzmocnić sposobem realizacji sceny. Warto też wspomnieć o kreacji aktorki-weteranki Vanessy Redgrave w roli dominującej matki Koriolana. Jej środki aktorskie są nieco tradycjonalistyczne, ale niemniej robi odpowiednie wrażenie w kluczowych scenach.
Koriolan pomimo bardzo pozytywnych recenzji nie zdobył żadnych znaczących nagród, nie był też sukcesem komercyjnym, co akurat dało się przewidzieć zważając na niską popularność sztuki. Pomija się go w kanonie udanych, współczesnych adaptacji Szekspira, co uważam za niesprawiedliwe, bo to naprawdę dobry film i zasługuje na większą rozpoznawalność.
Komentarze
Prześlij komentarz