Przejdź do głównej zawartości

Tytus Andronikus (1999)

Czy można popełnić dobrą ekranizację złego tekstu, nadając mu nową artystyczną jakość? Julie Taymor udowodniła swoim dziełem, że tak, o ile mamy wystarczająco dużo inscenizacyjnej inwencji i nieprzeciętne poczucie estetyki. Tytus Andronikus jest koszmarnym dramatem, na którym krytycy nie pozostawili suchej nitki. Wulgarny, epatujący bezsensownym okrucieństwem i kompletnie pusty - tak się o nim zwyczajowo mówiło. Przeniesienie niechlubnej ramoty wielkiego dramaturga na ekran, na przełomie wieków, w epoce postmodernizmu wydawać się może pomysłem karkołomnym. Jednak na przekór wszystkiemu film amerykańskiej reżyserki okazał się naprawdę intrygującym tworem swoich czasów i być może, w kilku aspektach - czymś wybitnym.
Już pierwsza sekwencja pozbawi nas złudzeń, że będzie to zwyczajna adaptacja sztuki. Zamiast do starożytnego Rzymu, przenosi nas do mieszkania perfekcyjnej amerykańskiej rodziny, jakby wyjętego z reklamy z lat 50'tych. Ten idylliczny obrazek zakłóca nam przepełniony niezrozumiałą agresją, pastwiący się nad swoimi humanoidalnymi zabawkami mały chłopiec. Beztroska zabawa w wojnę zostaje jednak brutalnie przerwana eksplozją, po którym szkrab zostaje wyniesiony z bombardowanego mieszkania przez wojownika rodem z innej epoki. Teraz znajdujemy się w antycznym amfiteatrze, co powinno sugerować wejście na właściwe tory. Jednak zaraz po tym na scenę wchodzi ożywiona, chińska terakotowa armia... a to dopiero pierwsze pięć minut filmu.
Takich niespodzianek reżyserka zaserwuje nam jeszcze wiele. Zmiany na gruncie planu czasowego czy stylu narracji nie są podyktowane żadnym racjonalnymi zasadami, a raczej tym, co najintensywniej może zadziałać na widza w danym dramaturgicznym momencie. I choć treściowo podążamy niewolniczo za słowem Szekspira, to formalnie idziemy całkowicie w poprzek. Raz będziemy oglądać wystawne, pompatyczne widowisko, innym razem groteskowe dziwactwo budzące skojarzenia z dziełami Greenawaya czy Felliniego, jeszcze innym razem wideoklip rodem z MTV.
Te estetyczne harce dodatkowo wzbogacają treść - zamiast banalnej tragedii zemsty, dostajemy uniwersalny traktat o przemocy, o barbarzyństwie, od którego jako ludzie chcemy się odciąć, rzucić w niepamięć jako relikt przeszłości, świata pozbawionego empatii, z którym pozornie nie mamy nic wspólnego. Reżyserka ma nieskończenie wiele pomysłów, jak dzięki wymyślnej inscenizacji i doskonałemu rozumienia języka filmu utrzymać nasze zainteresowanie, pozbyć się teatralności. Co nie znaczy, że rzecz nie broniłaby się samymi aktorami - zarówno zwykle stonowany, a tutaj miejscami zaskakująco kabotyński Hopkins, jak i dynamit z bardzo krótkim lontem w postaci Jessici Lange w roli królowej Gotów, czy soczyście zmanierowany, homoerotyczny Cumming jako cesarz, dają prawdziwy popis we wszystkich kluczowych dramatycznych momentach.
Dzieło Julie Taymor podzieliło widzów i krytyków. Jeśli to co do tej pory wypunktowałem zainteresowało was w jakimś stopniu, z pewnością nie będziecie zawiedzeni. Jeśli jednak jesteście szekspirowskimi purystami, albo cenicie sobie konwencjonalną spójność i nie przepadacie za eksperymentami formalnymi - lepiej trzymajcie się od filmu z daleka, bo dla kogoś z uczuleniem na postmodernizm, seans Tytusa może okazać się prawdziwą torturą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tron we krwi (1957)

Nigdy nie wyjdę z podziwu jak niezwykłym reżyserem jest Akira Kurosawa. Chciałbym, żeby więcej współczesnych twórców miało choć połowę tej nienagannej pomyślności inscenizacyjnej, jaką miał on. W jego filmach nie ma ani jednego zmarnowanego kadru, ani chwili znużenia. Zawsze coś albo ktoś się rusza, przyciąga wzrok do ekranu, aktywizuje nas w akcję filmu. Mimo że wiele czerpał z tradycji teatralnej, choćby aktorską manierę kabuki, jak nikt rozumiał język kina. Jeśli już jesteśmy przy temacie języka - to właśnie słowo, poezja były zawsze najpotężniejszym narzędziem Szekspira. Nie to o czym opowiadał, a jak to wyrażał. Historie o zemście czy upadku moralnym człowieka istniały wcześniej, ale nikt jeszcze tak dobrze nie przedstawił targających bohaterami uczuć i stanów psychicznych poprzez ostre jak brzytwa werbalne wiązanki, jak robił to Bard. A u Kurosawy nie ma nic z oryginalnego tekstu Makbeta . Nie ma monologów o sztyletach czy przechodnich półcieniach, Tron we krwi opowiada w zas

Król Lew (1994)

Trudno zachować nawet pozory obiektywizmu w przypadku filmu, który tak wiele znaczy dla co najmniej dwóch pokoleń, w tym mojego, stał się jednym z dzieł definiujących nasze dzieciństwo. Do dziś nieodparcie wzruszająca wielu, czołowa produkcja "disnejowskiego renesansu" lat 90'tych na zawsze zakorzeniła się w popkulturze. Jest to też oczywiście wariacja na temat szekspirowskiego Hamleta , choć nie tylko, bo historia młodego księcia wyrastającego z hedonizmu i uczącego się odpowiedzialności, ma wiele wspólnego z często powracającym na tym blogu Henrykiem IV. Ciężko powiedzieć coś oryginalnego o dziele, w którym każdy element osiągnął rangę kultowości. Każda postać, każda scena, każda piosenka. Rewolucyjne połączenie animacji tradycyjnej z komputerową. Niektórzy z bardziej krzykliwych fanów są w stanie zdiagnozować u kogoś psychopatię na podstawie tego, że nie płakał po Mufasie. Również mam do niej niezwykły sentyment i nie będę rzucał kamieniami w tę animację, choć zde

Koriolan (2011)

Koriolan to prawdopodobnie moja ulubiona z tragedii Szekspira, choć nie do końca rozumiem dlaczego. W końcu jest bardzo prosta, schematyczna i przewidywalna konstrukcyjnie, dysputy polityczne znacząco przyćmiewają dramaty osobiste, a nade wszystko sztukę pozbawiono psychologizowania - kompletny brak popisowych monologów i solilokwiów. To rzecz behawiorystyczna, tu działania bohaterów mówią wszystko, co musimy o nich wiedzieć, a resztę kształtuje siła sugestii. To bardzo trudny do przedstawienia dramat, a w kinie przez długi czas praktycznie nie istniał. Temat podjął debiutujący jako reżyser Ralph Fiennes. Jak mu się to udało? Pomysł oparł na przeniesieniu dramatu w konwencję filmu wojennego, miejscem akcji uczynił fikcyjny współczesny Rzym, do złudzenia przypominający rzeczywistość europejskich państw socjalistycznych i postkomunistycznych, a sama przedstawiona wojna z kolei cytuje konflikty bałkańskie po upadku ZSRR. Żołnierze używają nowoczesnej broni palnej, plebejusze strajkuj